Ewidentnie się starzeję. Tak, brzmi to śmiesznie jeśli przeliczymy stan o jakim mówię na lata w metryce. Jednak ze starzeniem się związany jest spadek beztroski, narastające poczucie braku czasu i natłok obowiązków, albo bezradność w starciu z rzeczywistością, która funduje nam te symptomy uciekających lat. Kiedyś wszystko było jakby łatwiejsze, a problemy dnia codziennego miały błahe podłoże, które z dzisiejszego punktu widzenia dałoby się rozwiązać w kilka chwil. I tak z każdym kolejnym, kolejnym i kolejnym etapem życia. To jak z maturą, przy której zapewniałem maturzystów, że to kolejna poprzeczka do przeskoczenia, po której wcale nie ma końca i po którym dalej wcale nie będzie łatwiej. Też przeżyłem moment, w życiu w którym i mnie ktoś uspokajał a jednocześnie uświadamiał w ten sam sposób.
Na juwenaliach stanąłem z boku, powoli sącząc przygotowaną przez siebie miksturę składającą się z zawartości dwóch zielonych butelek. W miarę tego jak nabierałem kolorów, rosło moje zadowolenie, że widzę tych kilka znajomych twarzy, jednocześnie uświadamiając sobie jak rzadko się widujemy. Wokół nas masa młodzieży. Młodzieży która rocznikowo coraz bardziej i bardziej oddala się od mojej metryki i przybliżającej moje dawne lęki, że coraz więcej fajnych osób niebawem zacznie mówić do mnie „proszę pana”.
Tłum gęstniał, kolejne zespoły szarpały struny w swoich gitarach a ja oglądałem tą beztroskę, na którą oni mogą sobie jeszcze pozwolić. Mogących nie wyrywając się od codziennych obowiązków zamienić imprezę w akademiku na wielką imprezę pod chmurką, na której nie liczy się nic więcej jak dobra zabawa i ilość przetworzonych wesoło płynów. Nie myśląc przy tym tak bardzo o tym, że już jutro trzeba wrócić do pracy bądź jej braku a co za tym idzie poszukiwania miejsca dla siebie. W końcu dla nich przyszłość to jutro, które nie nadejdzie już teraz ale zaraz potem. Jest jeszcze chwila czasu. W końcu myślenie o przyszłości bywa mgliste zawsze kiedy tego chcemy i możemy przedłużyć własne „dojrzewanie” według własnej woli, na tyle na ile pozwala nam sytuacja w życiu.
Podejmujemy decyzje, w różny sposób warząc to jakie konsekwencje mogą przynosić w naszym życiu. Ja kiedyś w imię układania własnej przyszłości zrezygnowałem z miejsc, które dawały mi pewną beztroskę, w których nie było problemu ze znalezieniem czasu by spotkać się z ludźmi, w których wszystko było tymczasowe ale pełne przyjemnych barw. Spodziewałem się, że przyśpieszę układanie życia na własne konto, że nabiorę wiatru w żagiel w momencie, gdy reszta dopiero będzie rozglądać się za miejscem dla siebie…
Dzisiaj okazuje się, że utraciłem coś czego i tak nie dałoby się zatrzymać, coś z czym trzeba się kiedyś pożegnać – a zafundowałem sobie trwanie gdzieś pomiędzy. W poczekalni dla ludzi szukających miejsca dla siebie, a niezdecydowanych na tyle by wykonać kilka stanowczych kroków, które przynoszą wymierne korzyści.
Jedną z oznak tego, że lata mijają są kolejne rzeczy, które tracimy i chociaż chcemy je w jakiś sposób reanimować, one nigdy nie będą smakowały już tak samo, bo oglądamy je z innej strony i smakujemy przez pryzmat innych spraw.