piątek, 14 maja 2010

uciekające lata

Ewidentnie się starzeję. Tak, brzmi to śmiesznie jeśli przeliczymy stan o jakim mówię na lata w metryce. Jednak ze starzeniem się związany jest spadek beztroski, narastające poczucie braku czasu i natłok obowiązków, albo bezradność w starciu z rzeczywistością, która funduje nam te symptomy uciekających lat. Kiedyś wszystko było jakby łatwiejsze, a problemy dnia codziennego miały błahe podłoże, które z dzisiejszego punktu widzenia dałoby się rozwiązać w kilka chwil. I tak z każdym kolejnym, kolejnym i kolejnym etapem życia. To jak z maturą, przy której zapewniałem maturzystów, że to kolejna poprzeczka do przeskoczenia, po której wcale nie ma końca i po którym dalej wcale nie będzie łatwiej. Też przeżyłem moment, w życiu w którym i mnie ktoś uspokajał a jednocześnie uświadamiał w ten sam sposób.

Na juwenaliach stanąłem z boku, powoli sącząc przygotowaną przez siebie miksturę składającą się z zawartości dwóch zielonych butelek. W miarę tego jak nabierałem kolorów, rosło moje zadowolenie, że widzę tych kilka znajomych twarzy, jednocześnie uświadamiając sobie jak rzadko się widujemy. Wokół nas masa młodzieży. Młodzieży która rocznikowo coraz bardziej i bardziej oddala się od mojej metryki i przybliżającej moje dawne lęki, że coraz więcej fajnych osób niebawem zacznie mówić do mnie „proszę pana”.

Tłum gęstniał, kolejne zespoły szarpały struny w swoich gitarach a ja oglądałem tą beztroskę, na którą oni mogą sobie jeszcze pozwolić. Mogących nie wyrywając się od codziennych obowiązków zamienić imprezę w akademiku na wielką imprezę pod chmurką, na której nie liczy się nic więcej jak dobra zabawa i ilość przetworzonych wesoło płynów. Nie myśląc przy tym tak bardzo o tym, że już jutro trzeba wrócić do pracy bądź jej braku a co za tym idzie poszukiwania miejsca dla siebie. W końcu dla nich przyszłość to jutro, które nie nadejdzie już teraz ale zaraz potem. Jest jeszcze chwila czasu. W końcu myślenie o przyszłości bywa mgliste zawsze kiedy tego chcemy i możemy przedłużyć własne „dojrzewanie” według własnej woli, na tyle na ile pozwala nam sytuacja w życiu.

Podejmujemy decyzje, w różny sposób warząc to jakie konsekwencje mogą przynosić w naszym życiu. Ja kiedyś w imię układania własnej przyszłości zrezygnowałem z miejsc, które dawały mi pewną beztroskę, w których nie było problemu ze znalezieniem czasu by spotkać się z ludźmi, w których wszystko było tymczasowe ale pełne przyjemnych barw. Spodziewałem się, że przyśpieszę układanie życia na własne konto, że nabiorę wiatru w żagiel w momencie, gdy reszta dopiero będzie rozglądać się za miejscem dla siebie…

Dzisiaj okazuje się, że utraciłem coś czego i tak nie dałoby się zatrzymać, coś z czym trzeba się kiedyś pożegnać – a zafundowałem sobie trwanie gdzieś pomiędzy. W poczekalni dla ludzi szukających miejsca dla siebie, a niezdecydowanych na tyle by wykonać kilka stanowczych kroków, które przynoszą wymierne korzyści.

Jedną z oznak tego, że lata mijają są kolejne rzeczy, które tracimy i chociaż chcemy je w jakiś sposób reanimować, one nigdy nie będą smakowały już tak samo, bo oglądamy je z innej strony i smakujemy przez pryzmat innych spraw.

8 komentarzy:

  1. Istnieję w podobnym stanie. Co ciekawe... jesteśmy w tym samym wieku. Czy starsi od nas też mieli takie dziwne podejście do życia w tym wieku, czy może czasy są nieco inne i to one i tylko one kreują światopogląd? Cholera wie, ale beztroski czas minął. Nadchodzi czas poważnych decyzji, czas potężnych kroków... Ja osobiście na razie boję się dać choć mały kroczek, a co dopiero wielki krok naprzód... Jednak jest to nieubłagane, tak po prostu musi być...

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak to już jest, że nic nie trwa wiecznie. Coś tracimy, ale i coś zyskujemy. Trzeba tylko mocno wierzyć, że to co najpiękniejsze ciągle przed nami.
    Przyszedł na Was czas podejmowania ważnych, życiowych decyzji. Fakt, że niektóre mogą być złe, ale dopóki nie macie rodzin, odpowiadacie tylko za siebie. To najlepsza chwila na podejmowanie nawet ryzykownych kroków.
    A najgorsza decyzja to jej brak.

    Troszkę więcej optymizmu Panowie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam dobre blogi, zostaję czytelnikiem.

    Tak sobie rozmyślam ostatnio o własnym życiu i widzę w nim za dużo beztroski. Powiadasz, że poniekąd żałujesz przyspieszenia sobie dojrzewania. Ciekawe cóż ja zrobię w najbliższych czasach, bo przechodzi mi przez myśl kilka różnych dróg ucieczki od swej niedojrzałości. Obym tego nie żałował jak Ty.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy ja wiem...
    Nigdy szczególnie nie pociągała mnie beztroska, za bardzo lubię mieć świadomość i myśleć, nawet jeśli nie jest to wygodne.
    I chyba nigdy nie zrozumiem idei Wielkich Wyborów. Tak się mówi, a WW kończą się na wchodzenie w utarte schematy i wybieraniu najłatwiejszego i narzekaniu, że jest mi źle, bo nie robię czegoś totalnie alternatywnego, tylko podjąłem WW pt. rodzina, wykształcenie gwarantujące taką samą pracę do końca życia, oder so, i w ogóle och.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pure... No wiesz... zawsze możesz pracować za 600 zł do końca życia na jednej posadce. Tu raczej mowa o ryzykownych krokach...

    Osobiście jeden z nich podejmuję. A co tam. Raz się żyje i raz się później gnije. Trzeba przerwać marazm stania w miejscu. O! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Atomowy Łukaszu, nie chodzi mi o, jak mówisz, "posadkę", czy negację ryzykownych wyborów. Raczej o samo sformułowanie i ideologię, jaką się do niego dorabia, oraz co się robi później.

    OdpowiedzUsuń
  7. Potencjalna droga do WW jak to nazwała Pure nie zawsze okazuje się rozwiązaniem idealnym, bo nagle może się okazać, że tak naprawdę żadnej decyzji nie podjęliśmy - a zamiast tego stagnacja zapukała do naszych drzwi. I w dużej mierze oto mi chodzi. Nie czekam na wielkie zmiany, nie narzucam sobie wielkich wyborów - po prostu czas rozpędzić życie, bez patrzenia za siebie z tęsknotą. Ot co.

    OdpowiedzUsuń