poniedziałek, 19 lipca 2010

nocna jazda

Zapada zmrok. Zmęczony wsiadam w samochód i jadę przed siebie. Tego brakowało ostatnimi dniami, chwili zupełnej beztroski. Jadę a niedzielny upał znika gdzieś we wstecznym lusterku mieszając się z przyjemnym uczuciem otulającego mnie na chłodno powietrza. W radio Beata Kozidrak informuje mnie, że „nie ma, nie ma wody na pustyni” co jak nic pasuje do ostatnich akrobacji poziomu rtęci w termometrach. Po intensywnym tygodniu nie wiem zupełnie co ze sobą zrobić. Sesja za mną. Przemknęła całkiem niespodziewanie. Byłem przekonany, że będzie gorzej i zostanę zmuszony do wrześniowego deptania uczelnianych korytarzy. Stało się inaczej a pomimo tego zostaje jakiś niedosyt.

Lubię to samotne przemierzanie najbliższej okolicy, chociaż czuję mocno, że to jakiś element poszukiwania, czas na ułożenie myśli, odreagowanie. Gdy dojeżdżam do „miasteczka” mijam grupki młodych ludzi, którzy radośnie spędzają czas. Taki urok lata, beztroskich chwil i praw młodości, która to jak wiemy bywa szumna, bujna ale to właśnie w sporej mierze te elementy pozwalają nam wspominać ją z rozrzewnieniem. Chciałbym wrócić gdzieś, wrócić kiedyś. Do czasu i miejsca zlokalizowanego chyba jedynie w moich wspomnieniach. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja przecież nie jestem taki stary, a zdziadziałem na własne życzenie.

Jeszcze kilka godzin i poniedziałkowy budzik rozpocznie kolejny cykl. Remont w toku, a to nie zostawia zbyt wielu godzin na sen, nie pozwala też na zmartwienia o to czym te dni wypełnię. Zajęć na pewno nie braknie. Z tego też powodu szukanie pracy zarobkowej odłożyłem na kołek przynajmniej na czas tej demolki. Jestem podekscytowany tą całą sytuacją pomimo tego, że pochłania dużo energii tej psychicznej również. Mam takie uczucie, że to kolejne zaczynanie na nowo. Chciałbym żeby tak było, ale też wiem że sam muszę się o to postarać. I na fali w ramach efektu domina zamienić to i owo na lepsze. Lepsze z tego punktu widzenia, z miejsca w którym się znajduję zarówno terytorialnie jak i życiowo.

Wracam tak samo jak wyjechałem. Ja i moje myśli. Fotel przed domem, wyczekiwany chłodny wiatr i nocny śpiew świerszczy. Mógłbym tak usnąć i obudzić się jutro…. „lepsze jutro”. Tylko, że nic nie przychodzi samo, a ja po cichu powtarzam sobie, że nie ma co czekać na to co będzie – a zabrać się i to tworzyć. 

2 komentarze:

  1. Zabawne. Znowu myślę podobnie do Ciebie Papa. Jesteśmy w tym samym wieku, a też czuję się jakbym zdziadział. Jakbym przeżył już te najpiękniejsze dni swojego życia, a przecież jesteśmy tacy młodzi... Czy to życie, życie młodego człowieka w XXI wieku jest nacechowane takim negatywnym spojrzeniem, czy tylko my tak mamy? Ot jest pytanie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu pytać... zdziadzieliśmy :D
    A poważnie, to jest na swoje życzenie... tylko ciężko się wziąć w garść.

    OdpowiedzUsuń