poniedziałek, 20 grudnia 2010

bez powodu

Wszystkie latarnie rynku przyozdobione były świątecznymi iluminacjami. Nie dość, że mieniło się to wszystko w różnych kolorach, to jeszcze w regularnych odstępach czasu z oświetlonej na niebiesko studni można było usłyszeć „świąteczną pozytywkę”. Na samym środku rynku stał koksownik z którego unosiły się kłęby gęstego dymu. Snułem się wydeptanymi w skrzypiącym śniegu ścieżkami czekając na znajomą a mróz szczypał mnie po policzkach. Takie chwile uderzają nas jak grom z jasnego nieba, ta niesamowita malowniczość chwili, która właśnie trwa. Nieliczni ludzie pojawiający się na zaśnieżonej płycie rynku, znikający gdzieś w wąskich uliczkach albo drzwiach kolejnych przytulnych lokali. Tłok przy studni, która bez znaczenia jaką mamy porę roku zawsze jest miejscem spotkań. Zmarznięte dłonie szukające odrobiny ciepła przy żarzących się węglach oraz aparaty zbierające te światła, te chwile i pewnie jakąś cząstkę tego wszystkiego naokoło. Razem tworzyło to taki klimat, że buzujące endorfiny ogrzewały mnie od środka. Nie liczyło się nic wcześniej, nic co za chwile… minuta czystego szczęścia prawie bez powodu.

6 komentarzy:

  1. U mnie w mieście ni koksownika, ni iskierki rodem z PRLu.

    Nie czuję tego klimatu w ogóle. Ani trochę, nic a nic. Jakoś tak zimę zawsze postrzegałam przez pryzmat zmarzniętych bezdomnych, których mijają setki ludzi z torbami pełnymi prezentów.
    Wspominałam, że nie lubię świąt?
    Zimy też nie lubię...

    OdpowiedzUsuń
  2. Zima jest pełna miłości, ale zimnej...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj tam... pod kołdrą jest ciepło. Szczególnie zimą :D

    OdpowiedzUsuń
  4. niezupelnie pat ;)24 grudnia 2010 00:15

    Papo - to jest jazda bez trzymanki wręcz. W dodatku pociągami widmo, o których rozkłady nie wiedzą. ;)

    OdpowiedzUsuń