sobota, 26 marca 2011

wiosenne przesilenie / 23

Kurczą się tygodnie. Ten był wyjątkowo wyczerpujący. Przesilenie wiosenne, coś co odbierało dech, podnosiło ciśnienie, powodowało jego skoki, tak że serce wyrywało się z zakutych ram. Po wszystkim najchętniej padałbym jak niedobudzona mucha i nie ruszał skrzydełkami dopóki za ramię nie szarpnie mnie słońce.Fizyczny wrak zależny od pogody i od ciśnienia w zaworach, gdzie tłoczy się krew. Kruche ja.

W głowie wcale nie jest lepiej. Nie radzę sobie tu i tam. Czekam nie wiadomo na co, a to wszystko kończy się ponownym myśleniem o tym co tak naprawdę w życiu chcę robić.

niedziela, 20 marca 2011

wiosna za kółkiem / 22

Wyjątkowo dużo czasu spędzam za kółkiem. Dojeżdżam, wyjeżdżam, zawożę, odwożę, przywożę, jeżdżę. Do pracy, po pracy, na uczelnie. Jeszcze 10 dni marca, a w prywatnym samochodzie dawno wyrobiłem taki przeciętny miesięczny przebieg, a wyjazdów jeszcze nie koniec. Lubię jeździć o tej porze roku. Tzn. są lepsze momenty na jazdę, ale pierwsze chwile ciepła, pierwsze przebijające się promienie słońca sprawiają naprawdę ogromną radość. Sucha nawierzchnia, błękitne niebo i mogę pruć przed siebie, gdzie mnie dziurawe nasze drogi nie poniosą. Chciałbym; łatwo się rozmarzyć za kółkiem o dalekiej, beztroskiej podróży.

wtorek, 15 marca 2011

prawda o Jeżu / 21

Prawda o Jeżu Jerzym jest niestety smutna. Film ma naprawdę dobry PR o czym świadczy mnogość recenzji, mnogość dobrych opinii i szybkie kontry na większość przejawów krytyki. Co ja sądzę? Były chwile, że uśmiechnąłem się szeroko i głośno, całość była przecudnie narysowana co cieszyło oko... ALE zabrakło tego czegoś co połączyłoby to w spójną całość. Jeśli ktoś spytałby czy polecam film jako całość to odpowiedź brzmiałaby NIE. Jednak gdy nie szkoda Wam kilkunastu złotych a całość traktujecie jako ciekawostkę, którą można zobaczyć to i tak poleciłbym wam zaczekać do czasu, aż pojawi się na DVD albo jakaś TV odgrzeje Jeża w poniedziałkowo-piątkowym MegaKinie.

niedziela, 13 marca 2011

dobra niedziela / 20

Późne śniadania w niedzielę są dobre
Sypana czarna jak smoła kawa w niedzielę jest dobra.
Radiowe audycje na które możemy sobie pozwolić w niedzielę są dobre.
Powolne gramolenie się przy garach nawet w niedzielę jest dobre.
Dobra muzyka w niedzielę jest bardzo dobra.
Do sypanej wcześniej czarnej jak smoła kawy w niedzielę czekolada jest dobra.
W niedzielę niedaleka podróż, byle gdzie, byle przed siebie jest dobra.
Popołudniowy spacer w niedzielę jest dobry.
Wieczorna owocowa herbata jest w niedzielę dobra.
I dobre kino w niedzielę jest dobre.
Sen w niedzielę jest dobry.

czwartek, 10 marca 2011

Na wdechu / 19

Jak ja się strasznie cieszę. O jak ja się strasznie cieszę.

Cieszę się, że nie postanawiam sobie postanowień noworocznych postanawiać, bo proszę ja Was drogie panie i drodzy panowie mamy marzec, a właściwie marca dzień dziesiąty mija nam w tempie zastraszającym, a ja kompletnie ale to kompletnie nic z postanowień niepostanowionych, które to tak całkiem przypadkiem, zupełnie niepostrzeżenie, niby ukradkiem miały być w życie wprowadzane nie wprowadziłem, nie zrealizowałem ani ukradkiem nie ukradłem do swojego świata malowanego każdego dnia, przy każdym kroku i każdym gestem wykonywanym w ramach istnienia, żeby coś miało początek i koniec tak samo jak to zdanie, które kropki dawno nie widziało! Kropka.

I co drogie panie i drodzy panowie? Musiałbym ja się teraz sam przed sobą tłumaczyć z tych postanowień postanowionych. Rozliczać, kalkulować, przedkładać obietnicę poprawy do ostatniej instancji własnego postanawiania, że niby to jutro, albo pojutrze tak w ramach terminu ostatniego rychłej ale ciągle odległej, zamglonej, nienadchodzącej przyszłości, w której to miejsce na niejedno życie można znaleźć.

piątek, 4 marca 2011

niepoukładane / 18

Pozwoliłem sobie nie myśleć o wielu sprawach, inne uruchomiły się same, w ramach naturalnej kolei losu. Nowe zajęcia, nowe doświadczenia, wrażenia. Odbieranie kolejnych poranków, otwieranie nowych rozdziałów i przełamywanie pewnych lęków. Obawy okazują się mniejsze niż te wykreowane w mojej głowie, pomimo tego pozostaje tam nić niepewności, stresogenne gdybanie co by było gdyby. Chociaż to dobrze, bo nie mogę pozwolić sobie na nieostrożność. Przekonałem się o tym w poniedziałek. Przyśpieszona akcja serca, nerwowe szperanie po kieszeniach, wizja konsekwencji przez własną nieroztropność. Dwie minuty pęczniejące w nieskończoność. Dobra nauka na początek. Szczególnie, że w tym tygodniu intuicja uchroniła mnie od dwóch wielkich wpadek.
*
Wożę ludzi. Jeżdżę większym samochodem niż zazwyczaj i wydawało mi się, że to auto będzie rosło na drodze wraz z moimi obawami. Nabijam kolejne kilometry i większość obaw odchodzi w niepamięć, zmienia się w coś naturalnego, codziennego. Za chwilę kolejny tydzień i czas oswajania następnego projektu, który w mojej głowie nie mógł od kilku miesięcy nabrać ostatecznego kształtu. Czasami wydaje mi się, że pewne sprawy są nie do przeskoczenia, dopóki nie przychodzi ten moment, w którym nie ma już czasu na zastanowienia, na myślenie. Trzeba działać i samo działanie okazuje się jakby bardziej oczywiste niż wcześniejsze o nim myślenie.