czwartek, 28 kwietnia 2011

w 4 literach /28

Nie chcę iść spać. Wydaje mi się, że im dłużej odciągam ten moment, tym później będę musiał: usnąć, przewrócić się kilka razy z boku na bok, wyciszyć kilka budzików, wstać i zacząć nowy dzień. Zastanawiam się czy w miejscu, w którym jestem, ktoś zamiast szukania złego, w tym z czym mierzę się na co dzień, dostrzega też te rzeczy, które są dobre. Wydaje mi się, że trwając dzisiaj ucieknę jeszcze na chwile od jutra. Bo "jutro" to często próba udowadniania całemu światu, że w świecie zależności można wychodzić poza schematy. A za to niestety obrywa się po tyłku.

niedziela, 17 kwietnia 2011

blogowanie w dźwiękach chilli /27

Z przerażeniem czasami stwierdzam, że przestrzeń internetową zbierającą spisane przeze mnie słowa, zdania, całe akapity traktuję jako swoiste oczyszczenie. Stąd bywa, że poza śladowymi ilościami małych radości i codziennych spostrzeżeń kumuluje się tutaj spory ładunek negatywnych myśli, potknięć i emocji. Później następuje cisza, pewne sprawy się prostują, blakną bądź nabierają innych barw i gdy znowu coś uderza mnie w chwili słabości, przychodzę powierzyć światu że "czasami nie jest tak, jak być powinno". Bardzo to wybiórczy obraz życia, łatwo z tego mylnie czytać. Bo np. za rogiem wsłuchacie się we mnie, w pozytywnej dawce słów, w chwili energii która spowodowała, że chciało mi się działać i z tego działania czerpałem radość.
Pasowałoby teraz to wszystko zebrać w całość, poskładać elementy, spróbować dodać to czego nie widać, podzielić przez pół i mieć matematycznie ciągle nieostry obraz mnie.
Ot ta magia odbierania niepoznanego i poznawania nieodebranego jeśli taka chęć zaistnieje.

***
Leniwa niedziela to mała kawa i spora dawka chilli zet. Zazwyczaj gdy wjeżdżam do Rzeszowa od razu odpowiednio stroję radio, aby z głośników lały się te wszystkie dźwięki. Żałuję, że tam gdzie mieszkam na falach krótkich nie mogę odbierać tej stacji. Wpisuję więc odpowiedni adres w internecie, zakładam słuchawki i pociągając kolejny kawy łyk odpływam, w krainę delikatnych dźwięków, którym mógłbym dać się kołysać bez końca.

środa, 13 kwietnia 2011

Zbiera mi się / 26

Kupiliśmy dzisiaj do pracy akwarium. Jedną rybkę wybrałem sam i dumnie nazwałem ją Śliwka na cześć cichego fundatora tej relaksującej przestrzeni, którą wypełnili litrami wody. Zostawiłem kawał stresu tkwiąc tam przed szybą i patrząc jak zimnokrwiste przełykają kolejne bańki powietrza. Zdecydowanie przydałby mi się taki rybkoodbiornik w pomieszczeniu na końcu świata, w którym spędzam "resztę swojego życia".

A wieczorny klimat funduje mi pan Wojtek. Tło, śpiew i trąbka pana Tomka to wszystko powoduje, że aż "zbiera mi się"...

niedziela, 10 kwietnia 2011

zły wiatr /25

Od kilku dni straszliwie wieje, wieczory są nieprzyjemne, a ja wyruszam z domu tylko jeśli zmusi mnie do tego sytuacja. Wziąłem dwa dni urlopu i te godziny wolnego powodują wrażenie niezliczonej ilości czasu. To dobrze, bo potrzebuję czasu na myślenie, sporej ilości czasu. Chociaż podskórnie czuję, że ile bym tego czasu nie miał nie wymyślę nic więcej ponad to co i tak jest i będzie w najbliższych tygodniach. Pokomplikowałem kilka spraw i zupełnie nie wiem jak z tego wybrnąć. Przycisnęło mnie własne lenistwo. Leżę i słyszę jak wiatr hula po okolicy, rozbija się o dach i z hukiem przelatuje tuż nad moją głową. Rozrzucam puste butelki po wodzie i chodzę późno spać. Poprzestawiałem sobie pory dnia i nocy, bo potrzebuje odrealnić się od wszystkiego chociaż na chwilę. Jestem straszliwie sam jednocześnie zdając sobie sprawę z tego, że ile razy i jak wielu ludziom nie próbowałbym przybliżyć chociaż trochę z moich rozterek, to ostateczne rozwiązania i decyzje należą jedynie do mnie.

Na szczęście "zawsze jest jakoś".

wtorek, 5 kwietnia 2011

a w lesie jesień /24

Kupiłem sobie róże. Brzydka doniczka, dwie łopatki ziemi, odrobina zielonych badyli a z nich wyrastają śliczne żółte pączki. Wszystko za 9,90. Zestaw dla wytrwałych. Codzienna porcja wody, odrywanie uschniętych i schorowanych listków, jeśli takie się pojawiają. Ta mała pielęgnacja zwraca się z nawiązką podczas drobnych radości, które rozpływają się we mnie w czasie spoglądania na to proste piękno.  To jedna z nielicznych rzeczy, do których chce się wracać w ostatnich dniach. Szczególnie hipnotyzował mnie widok róży podczas deszczu. Poniedziałkowe odpływanie.             

A w lesie "dalej" jesień.
Powietrze pachnie wiosną, w kalendarzu zalogował się dawno kwiecień, a pod nogami sterty suchych liści. Mimo to cisza, spokój, chęć obcowania z tym co naturalne, nieskazane.